.

.

czwartek, 27 listopada 2014

Niebo w Twoich oczach...


fot.google.pl


Jest takie niebo, które kocham
To niebo jest niebieskie, pachnie cukierkowo
Gdy jest mi źle otulam się nim jak ciepłą kołdrą
Usypiam zapatrzona w te błękitne przestworza i jest tak dobrze

Bo tak niewiele potrzeba do szczęścia
Trochę nieba na śniadanie, obiad i kolację
Tylko nie za dużo, żeby wystarczyło na dłużej
Chcę wykrzyczeć, że mam swoje niebo, jest tylko moje

Bo wiesz, to niebo widzę codziennie w Twoich oczach...



środa, 26 listopada 2014

To co najważniejsze...




Dawno dawno temu za górami za lasami, a dokładnie pięć miesięcy temu ok. godz. 9:00 w szpitalu w Lublinie na ul. Jaczewskiego mała dziewczynka pomyślała, że już czas...
Niestety coś musiało się przestawić w jej brzuszkowym kalendarzu bo zaskoczyła wszystkich swoją postawą ;)

Zaskoczyła mamę, która dzień wcześniej czytała sobie książki (czytaj póki masz czas), pana doktora, który wybierał się właśnie z wykładem na uczelnię (zaraz wrócę), pana profesora, który cały czas uspokajał mamę (jeszcze trochę powalczymy), dwie babcie (no przecież jeszcze nie urodzisz), dziadka, który tego dnia wychodził ze szpitala (przyjdę do was jak najszybciej), no i tatę, który najspokojniej w świecie pojechał sobie do pracy (urlop mam za dwa tygodnie). Już nie wspomnę o kocie Diego, który z pewnością nie dał rady posprzątać po sobie wszystkich kłaczków ;)
No więc ta mała dziewczynka stwierdziła, że ma dosyć siedzenia w brzuchu i już! Tylko jak powiedzieć, że już czas? 
"Będę mocno się wiercić i kopać" - pomyślała dziewczynka. Jak pomyślała tak zrobiła. Inne mamy miały krótkie poranne badania a mama...dwie i pół godziny podpięta pod KTG i ciągle źle...
Mama ma chore serduszko i bardzo się zdenerwowała tym faktem, ale tego już Maleństwo nie wzięło pod uwagę ;)
I przyszedł pan profesor i powiedział, że trzeba zabrać dziecko na badania (zobaczymy co nam powie dzidziuś). No i dzidziuś powiedział... 
Szybciutko przygotowali mamę do operacji, bardzo się bała o Maleństwo i czule głaskała duuuuży brzuch.
Potem wszystko działo się bardzo szybko, przemiła pani anastezjolog opowiadała mamie o swoich dzieciach, żeby tylko się uspokoiła. Pan doktor (nie maminy) z uśmiechem powiedział, że mama to chyba nie chce żadnego znieczulenia ;) (dowcipniś)! 
I nastała światłość...Mała dziewczynka zobaczyła blask, który oślepił jej oczka, ktoś wyjmował ją z brzuszkowego łóżeczka, no ale przecież sama chciała :)
Przypomniało się jej, jak mama prosiła aby od razu głośno krzyczała, żeby dać znać mamie że wszystko w porządku - więc do dzieła - pierwszy krzyk!!!  Zdenerwowany głos mamy (czy wszystko z nią w porządku??????) i głos lekarki, która zabrała Maleńką - niech pani pamięta - godzina 12:51!!! Oj mama zapamięta na całe życie...
Pani położna, która była na sali cały czas przyniosła małą dziewczynkę do mamusi, która pogłaskała i ucałowała maleńką główkę. I Maleńka przestała płakać w jednej sekundzie...przecież już była z mamą. 


Kochani, każdego 26 - go dnia miesiąca o godzinie 12:51 zamykam na chwilę oczy i powracam do tych wspomnień...Bo tego właśnie dnia i o tej godzinie stało się to, co najważniejsze...



wtorek, 25 listopada 2014

Taki świąteczny dzień :)







Ufff...zdążyłam. 25 listopada 23:58. 
Kochani pewnie już wiecie, że dzisiaj był jeden z TYCH dni, które się celebruje, i wcale nie mam na myśli moich imienin, które również wypadają tego dnia :)

Dzisiaj od rana był dzień PLUSZOWEGO MISIA!!! 

Zabawy było co nie miara :) Wszystkie misie zostały dzisiaj zaproszone na jedną wielką imprezę a Patusiowe Szczęście ciągnęło je za uszy, łapki. Były też chwile czułości - nie myślcie sobie, że moja córa taka okropna ;) Całe to przyjęcie było bardzo wyczerpujące... Patusia w końcu zasnęła otoczona kręgiem Misiów. Ciekawa tylko jestem co jej się śniło i czy któryś z uczestników podbił jej serce, tak jak to przed laty zrobił z moim serduchem jeden żółty miś.. Pomimo że nie przetrwał do obecnych czasów (zaginął przy przeprowadzce kiedy miałam -naście lat) zawsze będę pamiętać jego błyszczące brązowe oczy i miękkie wytarte futerko. 
Był powiernikiem moich największych tajemnic, czasem ocierał łzy a jak się śmiałam również był ze mną...
Teraz po latach kiedy sama jestem Mamą bardzo bym chciała, żeby Maleńka miała w przyszłości pluszowego przyjaciela, takiego na dobre i na złe. Jeśli będzie tak wrażliwa jak jej mama to z pewnością tak się stanie ;) 

Wznieśmy więc toast za wszystkie pluszowe Misie tego świata!!!    (niektórzy mlekiem ;))
Jakież byłoby nasze dzieciństwo bez mięciutkich przyjaciół...

sobota, 22 listopada 2014

Moje miejsce na ziemi...













Każdy z nas ma swoje miejsce na ziemi... W ten pochmurny dzień zabieram Was do mojej małej Ojczyzny, miejsca gdzie łatwiej się oddycha.
Zamykam oczy i jestem na spacerze z Malutką :) oj zrobiłyśmy mały maraton przez te kilka miesięcy, tzn. moje nogi i kółka wózka ;) Patusia uwielbia Roztoczańskie powietrze! Do niedawna smacznie sobie spała a ja wędrowałam...
Aktualnie ogląda fruwające listki i kaczki, bo wiecie, karmienie kaczek to nasz mały rytuał. Wychodzą na brzeg i gadają z nami jak najęte, to jak mam nie pójść i nie nakarmić ;) Maleńka słodko się śmieje na ich widok, za rok nie będą już tak bezpieczne jak Ktoś nauczy się chodzić ;)
Pod nogami szelest liści, ptaki jeszcze śpiewają swój jesienny koncert a ja chciałabym usiąść i zostać...więc gdy tylko mogę pakuję torbę i w drogę do Babci, która z niecierpliwością na nas czeka. Jedzonko dla Patusi i w drogę, żeby nie stracić ani minuty, i w końcu oddycham...bo przecież to jest MOJE miejsce na ziemi.

piątek, 7 listopada 2014

Moje Osobiste Szczęście



Listopad. 7 dzień miesiąca. Godzina 19:09.
Czy to pamiętna data...? Jeszcze do końca nie wiem. Tego właśnie dnia uwierzyłam chyba w końcu  w moje szczęście, a raczej Szczęście :)

Życie proste nie jest, wszyscy to wiemy, ale nikt przecież nie obiecywał że będzie łatwo - często to słyszę...
Tylko dlaczego ścieżki życia zazwyczaj są kręte jak serpentyny w Bieszczadach, nie można tak po prostu trafić szybko do wymarzonego celu...czy wszystko zależy od rodziny, gdzie tkwią nasze korzenie, czy przenosimy jakieś cząsteczki tego pokręconego życia w kodzie genetycznym?
Być może...lecz tak naprawdę większość zależy od nas, OD NAS!!! Czy mamy siłę brać się codziennie z życiem za bary, czy zostawimy wszystko swojemu losowi...Czy będziemy dążyć do celu malutkimi kroczkami ale zawsze do przodu, a może interesuje nas metoda dużych kroków.
Każdy z nas jest inny, i dobrze :) i każdy wybierze sobie Swoją drogę do szczęścia.

Odkąd Moje Szczęście jest na tym świecie obserwuję każdy ruch, każdy uśmiech... wsłuchuję się w Jej oddech jakby był moim oddechem. Głaszczę ją tak, jak głaskałam duuuży brzuch gdy była w środku ;) i chyba w końcu uwierzyłam że jest Moja, tak naprawdę MOJA!!! Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale długo nie mogłam w to uwierzyć, bałam się, że to tylko sen i zaraz się obudzę. 

Nie dalej jak wczoraj dowiedziałam się, że dla znajomej sen się skończył...pewnie po raz kolejny za jakiś czas będzie próbowała dotknąć swojego Szczęścia...trzymam kciuki z całych sił!!! Z kolei druga znajoma czekała na jedno Szczęście a dostała trzy!!! taki mały bonus ;) kolejna czekająca na Szczęście ogląda już zdjęcie usg :) Mam wielką nadzieję, że każdej czekającej się uda...wiara czyni cuda, i nie ważne jakiego jesteś wyznania, potrzebujesz wiary we własne osobiste Szczęście...
Ja czekałam na swoje całe życie.

Jest listopad, 7 dzień miesiąca, godzina 19:41.
Tego właśnie dnia naprawdę uwierzyłam w Swoje Szczęście...



poniedziałek, 3 listopada 2014

Bo najlepiej z przyjaciółmi...

        
      Po zimnej ciemnej nocy powitało nas bezchmurne niebo :) Patusia uśmiechnięta gaworzy słodko, podpowiedziała mi, że nadszedł czas aby przedstawić Wam jej przyjaciół!

Zaczynamy :)

Pierwszy podnosi łapę kot Maurycy - pierwsza zabawka Pati, taka do przytulania, nie można się nie zakochać! (http://dobrusiowo.blogspot.com/).
Jest i pierwsza lala Maleńkiej - Zuzia - słodycz sama w sobie :) (https://www.facebook.com/pentelka.handmade/info)
Misia Fela Wam się kłania :) Szary sweterek, niebieska spódniczka, wie co modne ;) (http://fundacja.tvn.pl/aktualnosci,2156,n/podaruj-misia-2013,107769.html)
Józio - mały miś z serduszkiem, który towarzyszył Patusi od pierwszych chwil w szpitalu ;)
Biały miś Horacy - niestety nie załapał się na sesję, gdyż zasnął w objęciach Pati...a wiadomo, w objęciach przyjaciółki jest najlepiej :)

Jest jeszcze żywy przyjaciel - niebieski kot Diego, który cierpliwie czekał na Patusię w domu :) Wydaje mi się, że chyba nawet posprzątał trochę przed naszym powrotem...

         Dlaczego przedstawiam Wam przyjaciół Maleńkiej? Bo każdy z nich ma do opowiedzenia Wam swoją historię...ale na razie cicho sza... wszystko w swoim czasie :)


niedziela, 2 listopada 2014

" Nad życie..."


        Piękny dzień dzisiaj... Świeciło słońce, liście mieniły się tysiącem kolorów...Tylko mroźny wiatr nie pozwolił zapomnieć, że mamy już listopad.
W taki właśnie piękny dzień myślę o życiu...nowym życiu. A to wszystko przez film o Agacie Mróz, który wczoraj obejrzałam. Nie do końca jestem przekonana, że powinnam...Wyłam jak bóbr...
Przypomniałam sobie te wszystkie kobiety, z którymi leżałam w szpitalu na patologii ciąży.

Agnieszka - delikatnie przed czterdziestką, na drugie dziecko raczej szansy nie było...przez lat dwanaście, kiedy to dowiedziała się, że jest w ciąży. W szpitalu od drugiego miesiąca do...raczej do końca, tzn. siódmego miesiąca. Dziecko ma wtedy szansę NA ŻYCIE.
 Sylwia - młoda dziewczyna z poważną cukrzycą, całą ciążę strach - czy Maleństwo również urodzi się z chorobą mamy?
Magda - nowotwór - nie pytałam jaki...lecz tak jak filmową Agatę, tuż po urodzeniu czekała na nią chemia...

       Historii masa...a w tym wszystkim ja. Pacjentka kardiologiczna - a co za tym idzie, strach o moją Kruszynę od momentu pojawienia się dwóch kresek na teście...Oczywiście wcześniak, tylko oby udało się jak najdłużej...dla Niej - nie dla mnie.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie można porównać tych wszystkich przypadków do Agaty...przeżyła piekło by zobaczyć Niebo w oczach swojej córki, choć przez chwilę. Tylko, że ja jestem ze swoją Maleńką, która dzięki Bogu (dosłownie) urodziła się ze zdrowym serduszkiem, a kiedy się uśmiecha moje serce rozpada się na milion kawałków...

     Wiem, że takich CUDÓW są tysiące...Walczymy o Nasze dzieci za wszelką cenę. Niestety czasami Matkom Cudów się nie udaje...Wiem też, że gdybyśmy musiały podjąć jeszcze raz decyzję byłaby taka sama. Bo nie ma większego Szczęścia jak Dziecko, które kocha się NAD ŻYCIE...

sobota, 1 listopada 2014

SĄ LUDZIE I CHWILE, KTÓRYCH SIĘ NIE ZAPOMINA...



         Jeszcze wczoraj myślałam, że dzisiejszego dnia nie pojawi się żaden post... Miał to być dzień ciszy i spokoju, mojego spokoju duchowego cokolwiek to znaczy.
Spoglądam przez okno...bo wiecie, ja za oknem, całkiem niedaleko widzę cmentarz...nie, nie boję się, wręcz przeciwnie - gdy jest mi źle uwielbiam przejść się po tych pięknych alejach, odzyskuję tam równowagę, wyrównuję oddech...słucham szumu starych drzew i wtedy jest dobrze...
Jak co roku 1 listopada pójdę na cmentarz, jak co roku zapalę masę zniczy na grobach bliskich mi osób, znajomych i tych całkiem mi nieznanych, gdzie nie pali się żadna lampka...Bo ja mam kogo tam odwiedzać...od lat dwudziestu.
        W mojej pamięci jak żywy jest mój tata. W tym roku minęło właśnie 20 lat...samotnych lat bez Niego........................................................................................
Dla mnie może minęło 5...nie więcej. I jak co roku poczuję Jego brak jeszcze mocniej tego dnia. Jedno się tylko w tym roku zmieni. To pierwszy rok kiedy pójdę tego dnia na cmentarz z wózkiem...z moją Maleńką...i w duszy mam co inni powiedzą, czy powinnam ciągnąć takie małe dziecko czy nie...Ja wiem że pójdziemy dzisiaj we dwie...i chociaż Patusia nie rozumie ( i pewnie jeszcze długo nie zrozumie) powagi tego dnia, będzie tam ze mną u swojego Dziadka, którego nie dane jej będzie poznać...I wiem, że czuwa nad nami, że będzie opiekował się Małą, bo po prostu w to wierzę. A ta wiara daje mi siłę.
        W naszych opowieściach i sercach żyją nasi bliscy...bo SĄ LUDZIE I CHWILE, KTÓRYCH SIĘ NIE ZAPOMINA...