.

.

sobota, 21 lipca 2018

Mój pierwszy rower, ten Duży i Ja



Kochani. 

Miało być o morzu i o naszych miejscach, które ostatnio zwiedziliśmy.
Pewnie myślicie, że postradałam zmysły w tej mojej chorobie ale zaskoczę Was - nic z tych rzeczy, przynajmniej na razie.
Będzie i o morzu i o moim pierwszym rowerku i o tym jak to rok temu zgłosiłam się do konkursu na blogu HOME ON THE HILL/

Pomyślałam, że ta moja historia wystukana na klawiaturze telefonu praktycznie w ostatnich dniach publikacji nie może tak po prostu zniknąć. Chcę ją tu mieć na zawsze. To moje ukochane wspomnienie i tak jak Harry Potter czasem mam ochotę się w nim zanurzyć...

"Moje wspomnienie pielęgnuję w moim sercu wiele lat.
Mały beżowy rowerek, mała czteroletnia dziewczynka w kucykach z czerwonymi kokardkami…i ten duży, mój ukochany Tata.
Pamiętam jak biegł za mną i trzymał z tyłu kij od szczotki. Ciągle słyszałam Jego głos, jak świetnie sobie radzę. Byłam ukochaną córeczką Tatusia, który czekał na mnie bardzo długo…
I gdy po raz setny puścił rower od razu poczułam, że nie biegnie za mną.
– Tato tsymas?
– Tato tsymas???
No i się odwróciłam…
– Tato nie tsymas!!!
I spadłam. W jednej sekundzie Ten Duży był przy mnie. Wziął mnie na ręce i biegł ile sił w długich nogach. A ja wrzeszczałam ile sił w czteroletnich płucach.
Mama widząc ogromną śliwkę na czole pobiegła do lodówki. Urywając drzwiczki od zamrażarki wyrąbała siekierą kawałek lodu i podeszła do mnie. Ja widziałam tylko tę siekierę. I powiedziałam tekst wspominany na każdym rodzinnym spotkaniu.
– Nie zabijajcie mnie!!!
Taty nie ma z nami 25 lat. Nie widział jak dorastam. Nie poprowadził mnie do ołtarza. Nie widział jak się rozwodzę. I nie poznał swojej jedynej wnuczki, której z pewnością by strugał koniki z drewna. Dlatego pielęgnuję to wspomnienie z Tym Dużym, beżowym rowerkiem i małą dziewczynką w kucykach z czerwonymi kokardkami…"

Ps. Zgłoszeń do konkursu było ponad 370...a jednak się udało :) Od roku śmigam na miętowej damce Virginia od Le Grand.  
I wiecie co? Warto marzyć, bo jeśli tylko spróbujemy istnieje duża szansa, że marzenie się spełni.

O wygranej dowiedziałam się rok temu siedząc w lokalnym sklepiku w Sasinie pod wielkim parasolem i sącząc wodę.  
Już praktycznie zapomniałam o tym moim zgłoszeniu, ale weszłam na stronę...no i czytam...i oczom nie wierzę...moja własna historia...autorka Kasiula - to przecież ja. 

Wyściskałam Pysię, która nie wiedziała kompletnie co się ze mną dzieje i co tam do niej wrzeszczę. Moja siostra wychodząc ze sklepiku upuściła siatkę z ziemniakami jak zobaczyła moje szaleństwo na dworze. Nie wierzyłam do końca. Bo to trudne. Tak móc uwierzyć w siebie, w swoje siły, w swoje pisanie...ale rower jednak dotarł, piękny i dostojny ze ślicznym koszyczkiem.
Obym jeszcze pośmigała tego lata na mojej miętowej koleżance, mam nadzieję, że siły mi wrócą.

Rozpisałam się, no widzicie, brakowało mi tego pisania, tego przelewania uczuć i swoich myśli.
I prośbę mam do Was. Jak znowu przestanę się odzywać, to możecie pogrozić mi palcem? 
Żebym pamiętała, że to jednak dla mnie ważne...

Wasza Kasiula


niedziela, 25 grudnia 2016

Ten świąteczny czas...

Kiedy zbliżają się Święta Bożego Narodzenia to jakby serce topniało. Na bok odkładamy kłótnie i spory, uśmiechamy się do siebie.

Uwielbiam ten czas, jest dla mnie magiczny. 

Odkąd jest z nami Pysia Święta nabrały wyrazu. Bo przeżywam każdą chwilę od nowa, z Nią, powracam do dzieciństwa.
To nasz czwarty wspólny grudzień. W pierwszy wspólny grudniowy czas Patrycja była wielkości kropeczki i była najwspanialszym prezentem od Św. Mikołaja jaki dostałam w życiu.
Och jak ja na Nią czekałam. 

Ten rok jest wyjątkowy, gdyż po raz pierwszy w pełni świadomie Maleńka uczestniczy w przygotowaniach do Świąt. Krzyczy głośno, że przyszła do nas choinka i błagalnym wzrokiem patrzy w górę i prosi o prezenty. A Święty Mikołaj te marzenia spełnił i od wczoraj w naszym pokoju jeździ pociąg.  
Piekłyśmy również pierniczki i dekorowałyśmy wspólnie świąteczny stół. 
Czuję się jak przewodniczka w tym dorosłym świecie. Dziecko obserwuje każdy nasz gest, by później przekazać to swoim dzieciom. 

Ten grudzień jest wyjątkowy również z innego powodu. Mamy w końcu rodzinną sesję. 
Taką świąteczną, z myszkami, reniferem i saniami. A zapach pieczonego piernika jakby unosił się w powietrzu.
I chcemy się z Wami podzielić kilkoma kadrami uchwyconymi przez Klaudię. Wracamy do Niej jak bumerang. I będziemy wracać. Bo kiedy wkładam przecudne rodzinne zdjęcie w ramkę to wiem, że warto.

Warto uchwycić każdy moment. Ta chwila już się nie powtórzy. I powinniśmy o tym pamiętać... 












czwartek, 15 grudnia 2016

Nasz pierwszy bałwan

I nastał ten dzień. Spadł śnieg. A z nim pojawiła się nadzieja. Nadzieja na ulepienie pierwszego w życiu bałwana Pysi. 

Emocje były ogromne. Szukanie kapelusza, węglowych oczu... 
Poczułam, że właśnie przy Niej jest moje miejsce. Tu i teraz. Moje serce przepełnione jest miłością do Niej Ogromną. Jestem Mamą takiej dużej panny. Jak ten czas leci. Jeszcze wczoraj pokazywałam Jej pierwsze płatki śniegu, gdy miała pół roku. Dodały się te dwa lata nie wiadomo kiedy. 

Odkąd urodziłam Patrycję było to moje ogromne marzenie. I choć śniegu nie ma jeszcze dużo udało się!!! 

Choć pracowaliśmy wspólnie, to i tak bałwana ulepił Tata. Tak mówi Pysia i niech tak będzie.
Niech nasz bałwan zaistnieje w sieci. Bo krótki będzie jego żywot. Biedactwo. 











wtorek, 15 listopada 2016

Fotografia z sercem - Lubelska Mama 2016

I nadszedł w końcu ten dzień. Zabieram Was Kochani w niezwykłą podróż po starych uliczkach Lublina. Na samo wspomnienie tej sesji raduje mi się serce. Bo była to sesja niezwykła. Z sercem. 

Zdjęć robimy bardzo dużo. Setki jeśli nie tysiące. Spotykamy też na swojej drodze różnych fotografów. Muszę powiedzieć, że mamy ogromne szczęście, gdyż zawsze są to ludzie z pasją, z tym błyskiem w oku.

Jednak w tym wypadku to nie jest tylko fotograf - to kobieta z sercem tak wielkim, że aż trudno uwierzyć. Zresztą sami się przekonacie.

Klaudia wybrała mnie spośród wielu mam. I takim sposobem uczestniczę z wielką dumą i radością w projekcie Lubelska Mama

Za chwilę wielki dzień. Kalendarz Lubelskie Mamy zostanie wydany. 


Ten rok był dla mnie dosyć trudny. Przede wszystkim przez mój stan zdrowia. Jednak, jak to mówią, po najgorszej burzy wyjdzie słońce. Tak też jest i w moim przypadku. 
Sesja z Klaudią miała miejsce w dniu najważniejszych dla mnie badań. Pamiętam to zdenerwowanie i stres. Pamiętam też przygotowania. Panna Patrycja straciła humor. Zasnęła oczywiście później niż zwykle. Z braku czasu musiałam Ją obudzić, co skończyło się rykiem wielkim. Obiad beeee, a tu zbierać się trzeba. Na prędce ułożone włosy, makijaż już od rana wykonany przez świetną makijażystkę, która również wkręciła się w projekt Lubelska Mama. 
I ta Pysia moja, bez humoru, głodna, niesforna i krzycząca w niebogłosy.

I Ona - Klaudia. Gdy tylko spotkałyśmy się na lubelskiej Starówce już wiedziałam, że będzie dobrze. W sposób niezwykły przesłała mi garść spokoju i cierpliwości. Dla Pati została najlepszą Panią Ciocią Fotograf. Ale jak ta Ciocia nawet dźwigała Małą przez kawał drogi, to się wcale nie dziwię. I torbę naszą też się zaopiekowała, gdy Patusiowa Mama biegała za Pysią po wybrukowanej drodze. Zawału serca nie było, dałyśmy radę a efekty możecie zobaczyć poniżej.

To zdjęcia pełne miłości i serca. Już od dawna na takie czekałam. 
I polecam wszystkim spotkanie z Klaudią - OBIEKTYWnie - Klaudia Magdalena Łuszczewska- Fotografia .
My z pewnością będziemy do Niej wracać. Po magię...













Zdjęcia - OBIEKTYWnie - Klaudia Magdalena Łuszczewska- Fotografia
Makijaż - Agnieszka Motyl
Sukienka Pysi - Rever Kids
Sukienka Mamy - eButik.pl

sobota, 12 listopada 2016

Ważne słowa

Muszę zapisać. Dzisiaj pamiętam ale za rok to już nie wiem.    
A to taki ważny słownik. Słownik Pysi.

Koko - kot
Nooo - noc
Ajdu - ja
Dabi Dabi - zjeżdżalnia
Ziejś - zejdź
Beee - pada deszcz
Fuj - siku
Be - coś innego niż siku
Bam bam - kościoł
Au, Au - hau

Na dzisiaj tyle. To wpis, który będę skrupulatnie uzupełniać.      
A kiedyś przeczytam te słowa dorosłej Patrycji i jestem pewna, że to będzie radosny dzień.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Nasze dwa lata


Jeszcze chwilkę temu byłaś maleńką kropką na monitorze. Do dzisiaj mam przed oczami Twoje tętniące serduszko. Biło tak mocno. I wtedy uwierzyłam w swoje szczęście. Wierzę w nie do dzisiaj.
Od chwili gdy usłyszałam Twój pierwszy płacz minęło właśnie DWA LATA.

Piękny choć czasem trudny czas.
Nasze wzloty i upadki. Nasze uśmiechy i łzy. Poznawanie siebie nawzajem. I ta rosnąca z dnia na dzień miłość. A wraz z nią wielka, czasem aż przerażająca odpowiedzialność.

Tego uczucia gdy obejmujesz mnie za szyję i wtulasz się z całych sił w moje ramiona nie zastąpi nic.
Nie potrafię nawet nazwać słowami tego wszystkiego co dzieje się w moim sercu gdy na Ciebie patrzę. W oczach pojawiają się łzy i mam ogromną kulę w gardle. Bo wiem, że o mały włos i nigdy bym Cię nie poznała.

Jak mogłam żyć bez tego słodkiego uśmiechu, bez tych śmiejących oczu, tych malutkich stópek, które często dają mi kopniaka w żebra w czasie snu.
Jak mogłam nie słyszeć słowa Mama...