.

.

wtorek, 24 listopada 2015

Lepiej wiedzieć wcześniej...


Nikt mi nie powie, że siedzenie w domu na zwolnieniu lekarskim to frajda. Mam serdecznie dosyć tego nic nie robienia, tej zależności od drugiego człowieka. Dostałam dwa tygodnie na dojście do siebie. Na razie, jak to powiedział profesor. Bo tego, że ból ustanie już nikt mi nie obiecał. Istnieje więc możliwość powtórki za dwa tygodnie i kolejnej przerwy w życiorysie. 
Nie było mnie prawie tydzień. Tydzień bez dziecka...

I właśnie ten tydzień bez Mamy bardzo odbił się na Maleńkiej. Nie chce jeść, śpi niespokojnie, budzi się z potwornym płaczem, by usnąć wtulona w moich ramionach.
Niestety nie mogę Jej wziąć na ręce a wytłumaczyć tego takiemu małemu dziecku nie potrafię.
Jestem więźniem we własnym domu. Patrycja nie spuszcza ze mnie wzroku, gdy w drzwi wkracza babcia Marysia, Pati biegnie do mnie i po prostu mnie pilnuje. Bo już raz wyszłam, gdy przyszła do niej babcia ... i nie wróciłam.
Pokazywała drzwi i ze łzami w oczach wołała Mamo...
Wiem, że zrobię wszystko żeby ta sytuacja się nie powtórzyła. Bo tydzień jakoś bez siebie wytrzymamy, jednak gdybym przegapiła pewne symptomy to rozstanie mogłoby być znacznie dłuższe.

Kochane Mamy, mam do Was serdeczną prośbę, badajcie swoje zdrowie, morfologia co pół roku, USG jamy brzusznej gdy czujemy się niepewnie, cytologia raz w roku, USG piersi. No i koniecznie USG dopochwowe. I to u dobrego lekarza, gdzie można sprawdzić przepływy w naszych kochanych przydatkach. Bo po porodzie, czy to naturalnym, czy cc, różne rzeczy się z nami dzieją, o których pojęcia nie miałam. I pewnie chodziłabym tak jeszcze latami, leczona ciągle antybiotykami na przeróżne choroby tylko nie na to co trzeba...

Nie muszę Wam chyba tłumaczyć, jak żyje się z bólem od miesięcy, bieganie od lekarza do lekarza, silne leki, jedyny plus to chyba taki że schudłam ;)
Ale wolałabym ważyć te 7 kg więcej i być zdrowa, napić się wina wieczorem i wziąć gorącą kąpiel w wannie.
Na początku jeszcze mówiłam, że mnie boli, z czasem przestałam, tylko zagryzałam zęby, bo gdy coś jest przewlekłe, to inni też już się przyzwyczajają, przecież dajesz radę chociaż boli, więc może troszkę przesadzasz z wielkością problemu. 

W szpitalu pierwsze co dostałam to oczywiście antybiotyk, który po dobie został zmieniony na silniejszy... stan mojego żołądka i jelit - lepiej nie mówić. Wiem, że czeka mnie wielomiesięczna terapia, aby się oczyścić z tej chemii. Na szczęście ktoś tam na górze nade mną czuwa i trafiłam na ludzi, którzy znaleźli problem. Teraz potrzebuję tylko czasu, ewentualnie powtórki zabiegu za jakiś czas. Ale już się nie boję. Bo wiem, że będzie dobrze. Tylko lepiej. I lepiej.

Nie wiem, czy uda mi się odbudować moje zdrowie zmarnowane przez nietrafione diagnozy, ale będę się starać. Bo nie ma nic ważniejszego na świecie. Zdrowie moje i moich najbliższych to skarb największy, którego będę chronić z całych sił.
I jeszcze raz Was proszę, badajcie się. Bo najgorsza prawda jest lepsza niż niewiedza. Bo możemy działać i walczyć z całych sił. Dla siebie. Dla naszych dzieci. Dla naszych mężczyzn...

wtorek, 17 listopada 2015

Ta tęsknota...



Jest wtorek, za oknem świeci piękne słońce. Patrzę na tętniące życiem miasto. I dopada mnie tęsknota... Biegam z badania na badanie, lekarze wymyślają coraz to nowe teorie. A ja tak po ludzku mam dość. Chcę do domu. Do mojego dziecka. Do tego ciepłego ciałka, do tych oplatających mnie rączek. Do tego uśmiechu najpiękniejszego na świecie, do tych oczek niebieskich jak lazur. Chcę wrócić zdrowa, bez ciągłego myślenia o bólu. Bo jestem jak nikt potrzebna mojej córce. 

Patrzę na mamy, które walczą o swoje maleństwa, o każdy dzień, miesiąc.  I zdałam sobie sprawę, że ja tak naprawdę też walczę o Nią. Bo Patrycja potrzebuje zdrowej, uśmiechniętej mamy. Bo potrzebuje mnie całej,  żeby być szczęśliwym dzieckiem. Bez trosk. Bez smutku.  Bez łez...

Z dnia na dzień jest mi coraz trudniej. To nasze najdłuższe jak do tej pory rozstanie. I choć wiem, że tata Ją kocha nad życie, babcie pomagają, dziadek nosi na rękach,  i krzywda Jej się żadna nie dzieje...to chcę wrócić,  jak najszybciej się da.

Czekam z niecierpliwością na wyniki. Mimo wszystko wierzę w naszych lekarzy, no kochany profesor z pewnością mi pomoże 😊 nie lubię jednak tego uczucia paniki. Wczoraj na badaniu rezonansem magnetycznym byłam o włos od ucieczki. Nienawidzę małych pomieszczeń a co dopiero taka tuba. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem na techno disco czy coś tam podobnego. Huk w każdym razie i bit podobny. 

Unikam szpitali, jestem ogromną panikarą. Najchętniej wyszłabym sobie po cichutku, nie zauważona. Gdybym tylko dała radę. 
Nie chcę myśleć negatywnie, przecież uśmiech i optymizm już nie jedną osobę postawiły na nogi. Głowa do góry Kasiula, mówię sobie. Jeszcze chwila, jeszcze kilka dni i będzie dobrze.  Przecież w końcu musi być. 

I wrócę do ciepłego domu, przepełnionego śmiechem mojego dziecka. Napiję się gorącej herbaty, zamknę oczy i przeszłość będzie tylko złym snem, który mam nadzieję, już nigdy nie wróci...

poniedziałek, 16 listopada 2015

A kiedy stracisz dziecko...



Oddział ginekologii w Lublinie. Co chwilę słyszę płacz nowo narodzonych maluchów.
###
Obok mnie na sali leżą młode kobiety, którym odgłos dziecka przeszywa serca.
Ania i Iza. 26 i 29 lat. To nic, że młodsze, dogadujemy się świetnie. W sumie znamy się dwa dni. A jakby dwa lata. Szpital to jednak specyficzne miejsce na przyjaźń... z godziny na godzinę robi się coraz trudniej mimo że staramy się nie myśleć, dlaczego tu jesteśmy.
###
Zabieg Izy trwa chwilę, gdy ją zabierają ściskam mocno Jej dłoń. Tylko tyle mogę. Czekamy z niecierpliwością aż wróci na salę. Sama. Bez dziecka.
Następna w kolejce jest Ania. Młoda piękna kobieta, która czekała na swoje pierwsze Maleństwo. Niestety scenariusz jest ten sam. Staram się z całych sił po prostu być.
Nie omijam tematu, płyną łzy ale tak trzeba. Trzeba swoje wykrzyczeć, wypłakać. 
Leżymy sobie właśnie w swoich łóżkach. I nie byłoby w tym nic dziwnego,  gdyby razem z nami nie było Basi.
###
Basia walczy po raz 5. Tym razem czwarty miesiąc. 
I tak się właśnie zastanawiam,  jak muszą się czuć razem, na jednej sali. Dziewczyny, które straciły swoje dzieci patrzą na uśmiechniętą przyszłą mamę, która gładzi z czułością swój brzuch.
Basia przeżywa mimo wszystko dramat dziewczyn. I pewnie tysiąc myśli krąży w Jej głowie. Czy tym razem się uda...?
I ja się pytam, gdzie tu sens, gdzie logika. Na jednej sali kobiety w ciąży i te, które właśnie ciążę straciły. 
Przejeżdżające ciągle obok sali wózki z maluchami, które płaczą lub radośnie kwilą. 
Dzięki Bogu mnie samej ten dramat nie dotyczy, nie jestem po żadnej ze stron. Jednak nie mogę pozostać obojętna bo jestem tuż obok. 
Kiedy to się zmieni, nie mam pojęcia. Z wiadomości na ten temat wiem, że sprawa dotyczy min. 95% polskich szpitali. I choć wiem, że ciągle brak miejsc, że pacjentek masa, to jednak uważam, że wystarczy czasem trochę chęci i ludzkiego współczucia aby tę sytuację zmienić...
To mówiłam ja - pacjentka ginekologii.  Po prostu mama...

niedziela, 1 listopada 2015

Rok z Patusiowym Szczęściem :)


Kochani, właśnie minął rok odkąd z drżącym sercem napisałam pierwsze słowa na blogu... Rok moich historii i przemyśleń przelewanych na ekran komputera. Bardzo tego potrzebowałam, blog to taki mój psycholog, prawie psychiatra ;) koiłam tu swoje lęki i demony, ale również iskry szczęścia.
Wiele razy zastanawiałam się nad istnieniem Patusiowego Szczęścia, tak mało czasu zostaje mi dla bliskich. Nawet w tej chwili Patusia bawi się klockami i co chwilę kasuje kawałek tekstu...
Wczoraj pędziłam do niej jak erka na sygnale. Dostałam sygnał od babci, że z maleńką coś się dzieje. Uwierzcie mi, ziemia mi się usuwa z pod nóg gdy Patrycja jest chora. Nie wiem, czy to przewrażliwienie, czy po prostu wielka potrzeba chronienia kogoś najważniejszego w życiu.
Gorączka ... i obawa czy nie skończy się podobnie jak ostatnio, czyli w szpitalu.
Dzięki Bogu na miejsce przede mną dojechała Patusiowa Chrzestna Mama. Dziękujemy!!! W nocy 39,5 stopni, plucie syropem, płacz itd.
Rankiem zostawiłam śpiącą Gwiazdę i popędziłam do pracy, bo w sobotę też czasem pracuję.
Gorączka pojawia się i znika więc czekamy na rozwój gada siedzącego w środku. Obiecałam Patusi, że jutro razem pójdziemy na grób dziadka. Wizyty rok temu nie pamięta... a tak jeszcze nie wiemy jak będzie.
Wróciłam zmarznięta z cmentarza i piszę tych parę słów do was. szybki gorący prysznic, aromatyczna herbata...
###
Jest godzina 23, kończę post pisząc na tablecie. Laptop padł. A ja razem z nim 😉Leżę sobie z ręcznikiem na głowie, obok mnie śpi smacznie Patusia. Oddycha miarowo i chyba śni jej się coś dobrego, bo uśmiecha  się przez sen... Nie wiem jak to możliwe,  że takie maleńkie dziecko zajmuje 3/4 duuuużego łóżka. Na stoliku obok cała apteka. Termometr, krople do nosa, nurofen i lipomal. No i najważniejszy lek. Czopki przeciw gorączce. Bo wiecie, mamy ogromny problem z podaniem leków w płynie gdy jest już tak naprawdę źle. Tzn. ja mama mam problem z ich podaniem a Patusia nie potrafi przełknąć... Po wczorajszej próbie podania lepiło się wszystko w mojej torebce, którą się bawiła. Dobrze, że karta kredytowa jest cała 😨
Kochani, dziękuję Wam za ten rok. Za to, że jesteście z nami, za wszystkie wiadomości, za każdy dowód sympatii, za to że nas czytacie.
Bo tak naprawdę to dla Was istnieje Patusiowe Szczęście!!! Razem więc zdmuchnijmy pierwszą świeczkę na blogowym torcie 🎂 Sto lat sobie odśpiewam ale po cichutku, niech Gwiazda śpi. Trzymajcie kciuki za moje zdrowie, bardzo WAS o to proszę... Zaczynamy nowy etap w życiu bloga, od jutra rozpoczynamy drugi rok blogowania 👍 Dobranoc. Ciiii. ....