.

.

środa, 11 marca 2015

Co znaczy szczęście...



Jest poranek. 6.00 rano. I tych dwoje młodych ludzi trzymających się za rękę. Uśmiechają się do siebie ukradkiem. Mężczyzna głaszcze żonę po policzku. Bo uśmiechają się przez łzy. Jadą 400 km aby dowiedzieć się, że ich wyczekane, żyjące pod sercem mamy dziecko jest chore.
Są ze sobą na dobre i na złe. Wspierają się wzajemnie. Pocieszają całą rodzinę. Bo wszystkim wokół wydaję się, że to ich własna tragedia. 
A oni kochają się jeszcze bardziej niż kiedyś. Wymyślają imię dla Maleńkiej, która rusza się w brzuchu i daje znak, że jest. 
Tylko radości z tego mniej niż powinno być. Bo już wiedzą, że muszą się pożegnać. 
Jak pożegnać się z kochanym dzieckiem...jak się rozstać...
Wiara okazuje się być najlepszym lekiem. Tak jak i wzajemna miłość. 
Ustalają miejsce porodu. Lekarza. Wszystko wydaje się być snem. Złym snem. 
I tylko jeszcze wiara w cud. Bo przecież cuda się zdarzają.

Gdy rozmawiałyśmy po raz pierwszy po diagnozie tłumiłam łzy. Chciałam być chociaż w połowie silna jak Ona. Wypłakałam się później tuląc do piersi moją córkę. Bo to mogło spotkać również nas. Każdego. 
Zdałam sobie sprawę, że nasze wcześniactwo i sprawy z tym związane to żadne problemy. Bo urodziłam zdrową silną córeczkę, która daje mi siłę każdego dnia. Bo mogę się Nią cieszyć. Mogę słyszeć jak płacze, marudzi, piszczy. Mogę patrzeć na Jej cudowny uśmiech i na to jak wyrzuca wszystkie zabawki za łóżko.

O opisanej Trójce myślę codziennie. Uczepiłam się myśli, że Maleńka będzie żyła, że badania kłamią. 
Czy My rodzice wiemy jakie szczęście trzymamy w swoich ramionach...? 
Każdy dzień mówi mi, że nie wiemy. Gdy widzę wrzeszczącą na dwuletnie dziecko mamę, bo miało czelność się przewrócić...gdy słyszę hasła ZAMKNIJ PYSK do maleńkiego gaworzącego dziecka w wózku... gdy w sklepie napotykam tatusia dającego siarczystego klapsa, bo dziecko chciało groszki...Nie mówię już o patologii, o morderstwach maleństw tuż po urodzeniu.

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, nigdy nie było. 
Dwoje młodych ludzi czeka na nowe życie, które wymyka im się z rąk.
Inni to życie po prostu depczą sami.

I jedno zdanie kołacze mi się w głowie, zdanie czekającej na swoje chore dziecko Mamy. My wszyscy zapominamy tak naprawdę jakie mamy szczęście...
Zaraz będę śpiewać mojej Małej kołysankę. Ucałuję Ją w czoło, ogarnę mokre po kąpieli kosmyki i zobaczę niebo. Niebo w Jej oczach...

A Wy już wiecie jakie spotkało Was szczęście...?

1 komentarz:

  1. oj Kasiu zgadzam sie z Toba w zupelnosci. ludzie bardzo czesto nie wiedza jakie maja szczescie.
    Pozdrawiamy Was goraco:*

    OdpowiedzUsuń