.

.

niedziela, 28 czerwca 2015

W cieniu szczęścia...



Jak ja się cieszyłam, że zostanę mamą. Podskakiwałam pod sufit z radości. Kompletowałam ubranka i całą wyprawkę dla Mojej Królewny. Liczyłam każdy ruch, rozmawiałam z Nią o wszystkim. O tym jak bardzo Ją kocham. I że jest dla mnie najważniejsza.

Miesiące ciąży przebiegały spokojnie. Powoli nastał czas pakowania szpitalnej torby. Poczułam strach. Czy dam radę? Przecież nic nie wiem o opiece nad takim maluchem. Przecież ja Jej nie wykapię. A jak zachłyśnie się wodą albo wypadnie mi z rąk?

Poród - kilkanaście godzin bólu. Chcę zapomnieć jak najszybciej. Po co mi była ta ciąża. I ten krzyk. Czyli żyje i wszystko z Nią w porządku. Tylko ja nie jestem w stanie nawet uronić łzy. Co się ze mną dzieje...?

Płacz Małej doprowadza mnie do furii. Nie jestem w stanie się uspokoić. Zaczynam działać jak maszyna. Karmię, przewijam i odkładam Ją do łóżeczka. Nie potrafię Jej przytulić...
Mąż wraca bardzo późno. Nie dostał urlopu nawet na nasze wyjście ze szpitala. Rodzice mieszkają kilkaset km od nas. Teściowie nie chcą się wtrącać. Przynajmniej taką wersję usłyszałam.
Każda matka sobie radzi więc poradzę sobie i ja.

A więc jestem inna, ta gorsza, Bo ja sobie nie radzę!!!!!!

Dzisiaj przy kąpieli Mała tak strasznie płakała. Miałam ochotę zostawić Ją w tej wanience. Bo ja już chcę mieć spokój. Po co mi to dziecko!!!

W mojej głowie chyba ktoś mieszka. Ktoś bardzo niedobry. Za każdym razem gdy pisk Małej doprowadza każdą moją komórkę do szału podpowiada mi co zrobić. Podpowiada same złe rzeczy.

Powiedziałam mężowi, że jej nie kocham. Niech zabierze to dziecko ode mnie, bo boję się, że zrobię jej krzywdę. Nie panuję nad sobą. Niech mi ktoś pomoże!!!!!!!!!!!!!!!!

Mąż dzisiaj zaprowadził mnie do poradni. Pytali co ze mną. Nie potrafię odpowiedzieć. Wiem tylko, że jest nie tak jak być powinno. Moje wszystkie wyobrażenia o macierzyństwie przybrały kolor czarny. Tylko czarny. Nic mnie nie cieszy. Chcę przykryć się kołdrą i nie wstawać z łóżka. Chcę odpocząć. Ja też jestem ważna. Dlaczego nikt nie zapyta mnie jak się czuję. Dlaczego nikt nie chce mi pomóc.

Mam chodzić na terapię. Ale dopiero od przyszłego miesiąca, bo nie ma miejsc.

Dla mnie nie ma już ratunku. Miesiąc to tak długo. Poprosiłam męża, żeby wracał wcześniej z pracy. Powiedział, że zrobi co w jego mocy, ale może być problem. 

W końcu powiedziałam mamie, że nie daję rady, że zrobię coś złego. Sobie albo dziecku. Pakuje się. Ma przyjechać na kilka dni. Wstydziłam się. Wszystkie kobiety są dobrymi matkami a ja nie potrafię, może nie chcę. To wszystko moja wina. Moja i tego dziecka, które ciągle płacze.

Ktoś w mojej głowie podpowiada mi co robić. Stoję na balkonie. W końcu wzięłam to dziecko na ręce. Wystarczy, że wyrzucę zawiniątko. I nastanie cisza...spokój.... jak ja teraz tego potrzebuję...
Pochylam się nad barierką. Jedna sekunda i będzie po wszystkim - podpowiada głos.

I właśnie w TEJ sekundzie przytula mnie mąż. Zabiera dziecko. Trzyma mnie mocno za rękę. Widzę przerażenie w jego oczach. Nie krzyczy. Po prostu siedzimy w ciszy. W ramionach taty Mała nie płacze. 

Mała, moja Maleńka. Co ja chciałam zrobić!!!!!!!!!!!!!!! Ten cholerny głos, głos w mojej głowie. Nie, nie pozwolę. Nie będzie mi mówił co mam robić. Muszę wziąć się w garść. Dla siebie, dla nas...

#

To historia, która mogła przytrafić się każdej z nas. Depresja poporodowa zbiera ogromne żniwo. Dookoła obraz Matki Polki, która kocha swoje dziecko najmocniej na świecie, nigdy nie jest zmęczona i nigdy nie płacze. Każde Maleństwo jest grzeczne a w mieszkaniu panuje idealny porządek.

Napisałam szczęśliwe zakończenie. Jak wiemy kończy się niestety różnie. Często bardzo tragicznie. Czasem pomoc przychodzi za późno. A najczęściej dopiero po fakcie ludziom otwierają się oczy.
Bo przecież coś tam mówiła, że sobie nie radzi... Słowa nie dotarły, docierają dopiero czyny. 

Nie oceniajmy za szybko. Psychika kobiety po ciąży i porodzie jest jak wulkan. Jesteśmy nafaszerowane hormonami po brzegi. Wystarczy iskra, żeby nastąpił wybuch. 

W ciężkich przypadkach pomaga tylko terapia, ale często potrzeba tak niewiele. 
Wystarczy zapytać. Może taka mama potrzebuje Twojej pomocy.Wpadnij na chwilę, wypijcie kawę, porozmawiajcie o głupotach. Zapytaj jak się czuje.
Może możesz zostać na chwilę z Maleństwem a Mama pójdzie na spacer, sama. Poukłada swoje myśli. Porozmawia z głosem w swojej głowie...Czasem to wystarczy. 






4 komentarze:

  1. Świetny tekst! Faktycznie świadomość problemu w społeczeństwie jest bardzo niska - a problem jest w obecnych czasach, bo presja otoczenia gigantyczna! Dookoła media malują obraz szczęśliwej matki polki, a inne matki piętnują jeśli ktoś nie zgadza się ze schematem. Smutne to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez ten różowy obrazek macierzyństwa czasem ciężko przyznać się przed samą sobą, że nie dajemy rady...Ogromna presja z każdej strony...a ja czasem uwielbiam te moje dresy i zwichrzony włos ;) pozdrawiam gorąco!!!

      Usuń
  2. Ja miałam depresję poporodową i ten tekst przemawia do mnie doskonale. Ciężko mi było się odnaleźć i czułam się gorszą matką od innych, bo nie dawałam rady ze wszystkim - malutka przez pierwszych kilka miesięcy była tak absorbująca, że gdyby nie mąż umarlibyśmy z głodu i zarośli brudem. Mnie to dobijało, że przeciez inne kobiety sobie radzą, a ja nie.
    Nic złego na szczęście się nie stało, ale to był trudny czas.
    Mam nadzieję, że będzie się o tym mówić coraz więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję, po to m.in. powstał ten tekst. Mam nadzieję, że problem nie będzie zamiatany pod dywan tylko ktoś nam kobietom w końcu pomoże...pozdrawiam gorąco!!!!

      Usuń